wtorek, 18 lutego 2014

Dreszcz - Jakub Ćwiek

Cześć.



Po "Stulatku...", przyszedł czas na kolejnego starca. Chcę dziś przedstawić Ryśka z książki  

"Dreszcz" Jakuba Ćwieka.


Jarosław Ćwiek


"SZANOWNY CZYTELNIKU,

W trosce o Twoje zdrowie psychiczne, komfort wyznaniowo-światopoglądowy, orientację seksualną,zainteresowania sportowe i muzyczne, gusta dotyczące mody, a także – może przede wszystkim – wrażliwość na słowa powszechnie uważane za wulgarne i obelżywe pragnę przestrzec, iż gdy tylko skończy się ta strona i przewrócisz kartkę, jednocześnie skończy się dla Ciebie strefa ochronna. Możesz więc zaprzestać lektury w tym miejscu i przyjść na spotkanie autorskie, a ja narysuję Ci pod tym wstępem kwiatek jako symbol Twej nieskalanej niewinności.

Tym, którzy zdecydują się jednak poczytać trochę więcej... Dobrej jazdy, Kochani. I bawcie się... w sumie jak chcecie!"


Tymi oto słowami Jakub Ćwiek zaprasza czytelnika do lektury i do poznania Ryszarda "Zwierza" Zwierzchowskiego.


Rysiek jest około sześćdziesięcioletnim rock&rolowcem mieszkającym na śląsku. W młodości grał w zespole rockowym i używał z życia ile się tylko dało, a nawet więcej. 

Wciąż pije, pali, klnie, brzdąka na swojej gitarze. Zestarzał się, ale nie dorósł.


"Dostrzegł siedzącego na ławce faceta w skórzanej kurtce i koszulce z logo AC/DC, pomarszczonego jak włoski orzech, siwego i żylastego. Facet w jednej ręce trzymał kebab zawinięty w folię, a w drugiej otwartą puszkę lecha. Wyglądał na znudzonego."

"Rysiek nie był głupi. Nie potrafiłby pewnie zliczyć substancji, którymi całe życie robił swemu mózgowi poważne kuku, ale ta garść szarych rozbitków, którzy przetrwali, potrafiła dodać dwa do dwóch (...)."


Pewnego leniwego popołudnia  Rysiek jak zwykle wypoczywa w leżaczku pod blokiem. W jednej ręce piwo, w drugiej gitara, do tego cięty język - to wszystko skutecznie denerwuje sąsiadów. Wtedy właśnie trafia go piorun. Dosłownie. Jego życie wywraca się do góry nogami, czy tego chce czy nie. Z palców zaczynają strzelać pioruny, "przyczepia się" do niego młody anglik, pojawia się wizja koncertu w Krakowie.

Anglik ubzdurał sobie, że Zwierz zostanie superbohaterem, a on będzie mu służył. Będzie jego lokajem, niczym Alfred w Batmanie. I tak oto mozolnie, z oporami rodzi się "Dreszcz".


Historia jest dość ciekawa, nie często głównym bohaterem jest starszy pan. 

Mnie w pierwszej chwili przerosła przemiana podstarzałego mężczyzny w herosa. Ćwiek jednak nie zawiódł, opowieść jest pełna błyskotliwych porównań, prześmiesznych dialogów i zaskakujących zwrotów akcji.


Książka jest pełna rockowej muzyki, Zwierz cały czas nuci albo śpiewa swoje ulubione kawałki. Nawet na budzik ustawiony ma kawałek "Hells Bells" AC/DC.

Autor tak opisuje muzykę, wizualizuje sytuacje, że czułam się jakbym była w środku akcji. Jakbym widziała śpiewającego Ryśka, słyszała jego głos i widziała iskry sypiące się z jego palców.



"A potem nagle uniósł rękę, ułożył palce w kształt pistoletu i wystrzelił elektryczną wiązką w stronę reflektorów. Rozbłysnęły iskry, na sali pojaśniało, a od podłogi po sufit salę wypełnił chrapliwy ryk:
ROCK’N’ROLL!!!
A potem huknęło ostre „Welcome to the jungle” – pozbawione wstępów i oparte niemal wyłącznie na surowych riffach, ale być może z tego właśnie powodu przepełnione dziką, prymitywną mocą. To było niczym lawina głazów(...)
Światła łomotały do rytmu, z góry wciąż sypały się gwiazdy iskier, a nad rozgrzanym wzmacniaczem falowało powietrze. Porażona widownia wiedziona odruchem kołysała się coraz bardziej miarowo, coraz bardziej do taktu, zupełnie jakby przesterowane dźwięki były smagnięciami bicza albo kulą wystrzeloną pod ich stopy. (...) Rock nie szedł na żadne, ŻADNE kompromisy."




"Zanim jednak Alojz zdążył sobie zadać pytanie, gdzie tak nagle wywiało przyjaciela, usłyszał jego schrypiały głos dochodzący z oddali, wznoszący się ponad gwar, odbijający od budynków. Rysiek właśnie zaczął śpiewać: 
Listen up here, I’ll make it quite clear,
I’m gonna put some boogie in your ear.
Shake and bop, don’t you stop,
Dance like a maniac until you drop.
Choć był podpięty do zdezelowanego pieca, który ledwie zipał, i z bongosami, a nie perkusją w tle, to wykonanie miało moc, jakiej nie powstydziłby się Lemmy. Chrapliwy ryk, który – jak zwykł mawiać Rychu – zadzierał kiecę konwenansów i rżnął je ostro w dobry ton, bez „proszę” i „dziękuję”.
I don’t mind, I don’t mind,
I can run a razor right up your spine.
What are you waiting for?
What do you think you were created for?
Alojz bez trudu mógł sobie wyobrazić miny turystów przechadzających się teraz ulicą Floriańską,
przygotowanych na słodko pierdzące, wykastrowane szlagiery Dżemu, Perfectu czy Lady Pank. Rysiek nie zamierzał jednak zamieniać oddechów w niespokojny wiatr. On napierdalał rockowym huraganem zniszczenia!"


Mogę z czystym sumieniem polecić tę książkę. Jeśli dodatkowo lubicie słuchać ostrzejszej muzyki, na pewno się odnajdziecie w świecie Ryśka Zwierzchowskiego. Poza tym warto poznać twórczość polskiego, rodzimego pisarza.



Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Dreszcz" Jakuba Ćwieka.


Pozdrawiam serdecznie


Anka






2 komentarze:

  1. Już dawno przebrnęłam przez tę pozycję Ćwieka. Świetna :) "Kłamca" również był dobry i także nawiązywał do ostrzejszej muzyki, którą swoją drogą uwielbiam.

    Pozdrawiam :)


    Ps. Wyłącz weryfikację obrazkową, to bardzo utrudnia komentowanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weryfikacja obrazkowa? Myślałam, że na początku ją wyłączyłam. Dzięki już to poprawiam.

      Usuń